Undercover jest najmłodszym dzieckiem serii Need for Speed – bodajże najbardziej znanej, jeśli chodzi o gry wyścigowe. Pierwsze wzmianki o UC pojawiły się razem z tajemniczą stroną WhichRoadToTake.com. Nie było na niej najmniejszej wzmianki o tym, że jest poświęcona grze komputerowej. Jednak fani szybko domyślili się, o co chodzi. Wreszcie, na krótko przed targami Games Convention w Lipsku, studio Black Box wypuściło pierwszy oficjalny trailer. Był świetnie zmontowany i bardzo rozbudził apetyty fanów. Późniejsze screeny, gameplaye i filmiki z prawdziwymi aktorami tylko podgrzewały atmosferę. Producenci zapowiedzieli, że dema nie będzie, a grę będzie można przetestować dopiero w dniu oficjalnej premiery. Ten dzień nareszcie nastał. Jak więc prezentuje się najnowszy Need for Speed w akcji ?
Piękne Gallardo i tępa policjaFirst OuttakePudełko z grą prezentuje się przyzwoicie. Ładne opakowanie DVD, w środku płyta z grą, instrukcja (niestety, jak zwykle w przypadku gier od EA – cieniutka, zawierająca tylko podstawowe informacje), oraz dwie ulotki reklamowe. Instalacja nie trwa długo, czas więc sprawdzić co gra oferuje. Logo NFS, EA, Black Box, tworzenie profilu. Wpisujemy nazwę, enter, wczytywanie i od razu jesteśmy rzucani w środek ucieczki przed policją za kierownicą Nissana 370Z. Kończymy wyścig, dopiero teraz możemy obejrzeć intro gry. Kończymy oglądać i rozpoczynamy naszą karierę. Zaraz, zaraz. A gdzie jest menu główne!? Ano w grze menu głównego nie ma. Służy za nie menu pauzy w karierze. Z tamtąd też możemy dostać się do multiplayera, czy trybu szybkiego wyścigu. Rozwiązanie dość dziwne jak na grę wyścigową, w praktyce raczej nie przeszkadza. Innym dość rzadko spotykanym w racerach rozwiązaniem jest możliwość zdobywania przez naszą postać punktów doświadczenia i awansowanie na kolejne poziomy (w grze nazwane "poziomami kierowcy". Gdy przechodzimy na wyższy level dostajemy bonusy do prędkości maksymalnej, przyczepności itp. Pomysł nie dość, że nie jest innowacyjny (pierwszy raz coś podobnego widzieliśmy w S.C.A.R. z 2005r.), to jeszcze przy ogólnej łatwości rozgrywki w praktyce w ogóle nie odczuwalny.
Multiplayer i świetna zabawa w policjantów i złodzieji.
Take me down to theTri-City. Brzmi znajomo? Możliwe, gdyż Tri-City to anglojęzyczna nazwa… naszego polskiego Trójmiasta! Tym razem, nie o tym mieście mowa. Tri-City Bay to miasto, w którym przyjdzie nam się zmagać w NFS:Undercover. Składa się ono z 4 części: Palm Harbour, Port Crescent, Gold Coast Mountains, oraz Sunset Hills. Każda ma swój klimat, inny niż pozostałe. Co ciekawe, całe miasto dostępne jest od samego początku - nie ma żadnych niewidzialnych barier. Inna sprawa, że zanim nie posuniemy się dalej z fabułą, w innych częściach po prostu nie ma co robić. Chyba że chce się pojeździć po drogach szybkiego ruchu. Dzielnice Tri-City połączone są bowiem siecią autostrad. Typowych, amerykańskich, cztero-pasmowych Highway`ów. Muszę przyznać, że jazda nimi z ogromną szybkością i unikanie cywilnych wozów sprawiła, ze pierwszy raz od dłuższego czasu uśmiechałem się, grając w NFSa.
One tylko tak groźnie wyglądają...I`ve Got a Fast Car…W grze mamy do dyspozycji 53 samochody najróżniejszych klas. Jak zwykle znajdziemy tu zarówno potężne muscle cars, jak Dodge Challenger, klasyki tuningu, jak Toyota Supra, oraz europejskie super samochody typu Lamborghini Murcielago, czy McLarena F1. Tym razem zostały one podzielone ze względu na pochodzenie (Europejskie, Japońskie i Amerykańskie) oraz osiągi (4 poziomy). O ile do doboru samochodów ze wzgl. na to skąd pochodzą nie można mieć żadnych pretensji, o tyle podział osiągów budzi spore kontrowersje. No bo jakim cudem Renault Megane może rywalizować z Nissanem Skyline, a ciężki jak dom Mercedes CLS z Mercedesem McLarenem SLR? Również ceny niektórych wozów dziwią. Najlepszy przykład: Bugatti Veyron. W rzeczywistości kosztuje ok. 1mln $,
a w Undercover - 375 tys. $. Z drugiej strony Chevrolet Corvette – 200.000$ w UC, przy 75.000$
u dealera w USA. Podział klas i ceny- niby drobnostki, a już kładą w wątpliwość realizm gry.
Naturalnie, każde auto można poddać drobiazgowemu tuningowi. Co prawda, zubożał on nieco w stosunku do ProStreet, ale dodano parę użytecznych drobiazgów, jak podgląd vinyli przed nałożeniem je na wóz. W ogóle system naklejek został poprawiony i wszystko przebiega dużo płynniej.
R8 da się wreszcie porządnie stuningować.
Bugatti Veyron, do niedawna najszybszy seryjny wóz świata. Któżby go nie chciał. Tym bardziej jeśli możemy go mieć... w grze!Story of the Year?
Według zapowiedzi twórców, fabuła miała być jedną z najważniejszych składowych Undercovera. Obiecywano pasjonującą historię, oraz wstawki filmowe rodem z Hollywood. Chcieli dobrze, wyszło jak zawsze – czyli przeciętnie. Z jednej strony, historia, choć przerabiana w filmach nie raz, jest dość interesująca. Znajdziemy tu zarówno zwroty akcji, jaki i wielu różnych, ciekawych bohaterów. Cut-scenki są niestety dużo gorsze. Widać, że aktorzy nie przykładali się za bardzo do swoich ról. Reżyseria zaś nie jest dużo lepsza od większości dzieł Uwe Boll`a. Powiecie, że narzekam na mało istotny w grze wyścigowej element? No i co? Skoro panowie z Black Box poświęcili mu czas, zamiast dopracować grę, to trzeba ich za to skarcić.
Podczas zatrzymania towarzyszy nam animacja, a raczej jedna z kilku animacji. Od razu przypomina się Hot Pursuit. Let`s play!Podczas naszej przygody w Tri-City będzie nam dane uczestniczyć w kilku trybach wyścigów, które zostały podzielone na 3 kategorie: Wyścig, Pościg i Zadanie. W pierwszym trybie łatwo domyślić się, o co chodzi. Do znanych nam już Circuitu, Sprintu i Checkpointu dołączają dwa nowe – Wyprzedzanie (coś jak Outrun z Underground 2, tyle że na prowadzeniu musimy się utrzymać przez określony czas), oraz Highway Battle. Miał on być flagowym trybem Undercover i trzeba przyznać, że nie zawodzi. Naszym celem jest odjechanie przeciwnikowi na 300 metrów. Utrudnia nam to spory ruch uliczny (w dodatku nieprzewidywalny – trzeba być naprawdę skupionym )w dodatku każdy większy dzwon kończy imprezę i musimy jechać od nowa. W grze zabrakło tak lubianych przez graczy sprintów i dragów. O ile wyścigi równoległe w formie znanej z ProStreet faktycznie by tu nie pasowały, o tyle brak możliwości jazdy kontrolowanym poślizgiem trochę dziwi. Zadania pościgowe to całkiem inna bajka. Jak sama nazwa wskazuje, polegają one na zabawie z policją. Mamy tu trzy typy zawodów: ucieczka, niszczenie radiowozów oraz suma zniszczeń. Pierwszy polega na jak najszybszym zgubieniu ogona, drugi na zniszczeniu n radiowozów i zgubieniu ogona, a trzeci na zrobieniu jak największych szkód i zgubieniu ogona. Brzmi podobnie i tak też jest w praktyce. Niezależnie od tego, jaki tryb wybierzemy, rozgrywka jest niemalże identyczna. Co więcej, jest też banalna. Policjanci w grze mają chyba inteligencję homara, bo często nawet nas nie dostrzegają. Parę Pursuit Breakerów (tak, wróciły) znaleźć kryjówkę i po sprawie. Zadania to chyba najciekawszy element rozgrywki. Są one dość zróżnicowanie – czasem musimy ukraść samochód i bez zainteresowania policji dowieść go do dziupli, innym razem musimy rozbić wóz jakiegoś gangstera, albo w wyznaczonym czasie dostarczyć w dane miejsce jakąś przesyłkę. Fakt, RPG to to nie jest, ale zawsze coś. Niestety. Gra jest cholernie łatwa. Przeciwnicy jeżdżą wolno, przeważnie bierzemy wszystkich na starcie, a policjanci to chyba totalne bezmózgi. W późniejszych etapach gry pomaga nie tuningowanie naszego auta, przez co konkurencja może nas łatwiej dogonić. Na początku jednak wyścigi przechodzimy bez żadnego wysiłku. Naturalnie, nie samą karierą człowiek żyje. Naturalnie nie mogło w Undercoverze zabraknąć szybkiego wyścigu, oraz multiplayera. Gra on-line prezentuje się całkiem dobrze, także za sprawą nowego trybu „policjanci i złodzieje”. Gracze dzieleni są tam na dwie drużyny, i tak jak w popularnej dziecięcej zabawie- jedni muszą znaleźć paczkę i przeszmuglować ją do kryjówki, drudzy muszą im w tym przeszkodzić. Co ważne, lagi są mało odczuwalne, nawet na dość słabych łączach, a dobór graczy jest szybki i przyjemny. Mimo to, brakuje opcji rozgrywki za pośrednictwem sieci lokalnej, co może sprawiać problem na turniejach. Wracając do szybkiego wyścigu - z przyjemnością informuję, że powrócił tryb „My Cars”, dzięki czemu bez żadnych ograniczeń możemy tuningować swoje ulubione wozy, by potem pojeździć nimi w quick race, lub multiplayerze.
Highway Battle daje naprawdę dużo frajdy. No, chyba że kończy się w taki sposób...So how you gonna do it? Jeszcze przed premierą, panowie z Black Box chwalili się tajemniczym i ponoć rewolucyjnym systemem o nazwie HDE, czyli Heroic Drive Engine. Jest to silnik, który pozwala nam wykonywać efektowne i w rzeczywistości niesamowicie trudne do wykonania manewry z dziecinną łatwością. W grze ten system sprawdza się całkiem fajnie. Inna sprawa, gdzie się podział realizm. J-turny przy prędkości 150km/h? Takie rzeczy tylko w erze… UndercovERZE oczywiście. Da się także driftować, ale raczej na padzie, lub kierownicy. Na klawiaturze auto zbyt szybko kontruje i wychodzi z poślizgu. Do końca nie wiadomo, jaki wpływ na zwykły model jazdy miał HDE. Jakikolwiek on nie był, efekt jest dość dziwny. Nie ma tu strachu przed skręcaniem, jak w ProStreet, ale nie ma też przyjemności z jazdy jak w Most Wanted i Undergroundach.
Przeciwników zwykle widzimy tylko na starcie.I wanna see what you`ve got.Gry z serii Need for Speed nigdy do brzydkich nie należały. Tym razem nie jest inaczej. Oprawa przypomina bardzo tą z Most Wanted – tak jak tam ścigamy się tylko o wczesnym poranku, lub wieczorze, wiec towarzyszy nam zawsze złota poświata. Wystarczy się jednak bliżej przyjrzeć, by dostrzec bardzo dokładnie odwzorowane modele samochodów, oraz efektów środowiskowych. Skoro już o tym mowa, należy wspomnieć o jezdni, która świeci się, jakby ktoś właśnie wypolerował ją jakimś nabłyszczaczem, wszechobecnym słońcu, które wydaje się świecić z każdej strony, oraz dziwnie mieniących się oponach. Z drugiej strony mamy paskudne wręcz animacje towarzyszące wjechaniu w pursuit break ery, oraz modele pojazdów z ruchu drogowego. Naturalnie, ładna grafika zawsze pociąga za sobą wymagania sprzętowe. Teoretycznie, nie są one wysokie, jak na dzisiejsze standardy, ale w praktyce jest trochę inaczej. Trochę? Za mało powiedziane. Jest zupełnie inaczej. Gra została bowiem fatalnie wręcz zoptymalizowana. Potrafi przyciąć się nawet na najlepszym sprzęcie. Co ciekawe, na zestawach z grafiką od ATI i procesorem Intela jest już całkiem przyjemnie. W czym więc rzecz?
Trzeba przyznać, że efekty graficzne robią wrażenie.Play it fucking loud!Oprawa dźwiękowa trzyma poziom. Soundtrack w grze jest całkiem przyjemny. Twórcy podarowali nam jednak za dużo elektroniki i popu (!?) a za mało rapu oraz szybkiego, rytmicznego rocka. Mimo to, jest dużo lepiej niż w ProStreet, ale do mistrzowskich pod tym względem Undergroundów oraz Most Wanted sporo jeszcze brakuje. Minus dla Black Box także za fakt, że podczas dowolnej jazdy po mieście, w tle nie leci żadna muzyka. Na szczęście dzięki temu możemy wsłuchać się w odgłosy wozu. A warto. Dźwięki samochodów są wprost świetne! Od świstu turbosprężarki w Suprze, przez ryk V8 w Chargerze aż po brutalny dźwięk W16 w Veyronie. Cud, miód i orzeszki. Odgłosom silnika towarzyszą równie miłe dla uszu syczenie nitro, piski opon oraz świsty powietrza, kiedy mijamy inne samochody. Dobra robota!
V8 Challengera... żałujcie, że nie możecie tego usłyszeć...And the Winner isPodsumowując, dobrze, że seria Need for Speed wraca do korzeni, ale styl, w jakim to robi, pozostawia wiele do życzenia. Najnowsze dziecko studia Black Box jest grą dobrą, ale nie wybitną. Irytują błędy w optymalizacji, żenujący poziom trudności i kiepskie scenki filmowe. Cieszy udźwiękowienie, ciekawa fabuła i duże, choć puste miasto. Gra miała wielki potencjał, który niestety nie został w pełni wykorzystany. Miejmy nadzieję, że za rok twórcy zaprezentują nam grę, która jak parę lat temu Underground sprawi, że seria na nowo zaświeci jasno wśród innych gier wyścigowych.
PLUSY
+ Dźwięki
+ Fabuła
+ Dużo różnych wozów
+ Grafika
+ Tryby gry
+ Miasto
MINUSY
- Optymalizacja
- Cut-scenki
- poziom trudności
Ocena końcowa: 7/10Wymagania